Przedostatni dzien w Tokio, na ostatnia noc zmieniamy nasz wygodny i przytulny hostel na... hotel kapsulkowy. Z tym ze check in dopiero od 17.00 a jest 09.00. zpstawiamy bagaze w naszym juz ex hostelu i jeedziemy do dzielnicy Shinjuku.
SHINJUKU jak mowi przewodnik to cale Tokio w jednej dzielnicy, jest tu wszystko od najwiekszego zatloczenia drapaczy chmur na metr kwadratowy na swiecie, po najwieksza ilosc knajp i restauracji. Dzielnica ta znana jest rowniez z gigantycznych sklepow z aparatami cyfrowymi - i sa one rzeczywiscie gigantyczne a ceny suzo nizsze niz te ktore znam z polski.
Na poczatek poszlismy na punkt widokowy miasta numer dwa czyli Tokyo Metropolitan Government Center. Ale pogoda nie dala nam szans na zobaczenie pieknych widokow nie mowieac juz o gorze Fuji, ktora wsloneczny dzien mozna spokojnie dostrzec z 45 pietra tego urzedu miasta w wydaniu japonskim.
Shinjuku to rowniez dzielnica czerwonych latarni w Tokio i innych uciech tego rtodzajum co widac juz na pierwszy rzut oka kiedy to na kazdym budynku widac rozowe napisy i znbajomo brzmiacy napis Lingerie Club. albo VIP.
Pelno tutajk studentow z pobliskiego uniwersytetu. Rzucaja sie w oczy lolitki i panowie przebrani za panie, kosmiczne fryzury, kolorowe ciuchy /na ktore japonczycy wydaja fortune/ wszystko jest tu kolorowe - nawet w ten deszcz okropny.
Skoczylismy na jedzonko do losowo wybranej knajpy z widokiem na skrzyzowanie. Podano kilka plastrow wolowiny i kilka surowych kawalkow piersi z kurczaka jak sie na pierwszy rzut oka wydawalo. Kelnereczka odpalila palenisko na stole, doniosla piwo i zaczelo sie grillowanie na stole.
Wolowina rozplywala sie w ustach a kurczak okazal sie nie byc kurczakiem, ba nawet nie byl z gatunku ptakow nielotnych - jakis kawal tluszczu bardziej to przypominalo i po pierwszym gryzie dalem sobie spokoj. Wszystko zamawiane na oslep, bo ani nawet kserokopii menu po angielsku, wiec paluchem po krzakach na chybil trafil. Rachunek Y3000 i ciagle glodni ale poszlismy na piwko. Skoczylismy tez do pobliskiej knajpy robionej na stul europejski na browarka bo w promocji kosztowal Y400.
Dziwna rzecz przytrafila sie jak sie udawalismy w strone tej dzielnicy ze stacji metra - emma w najwiekszym miescie swiata wpadla na kolege z podworka z najmniejszego miasta swiata - Lymington. Trudno bylo w to uwiezyc, ale Matt wybral sie na kilka dni urlopu do Japonii i oto na siebie wpadlismy. wymienilismy maile bo telefony nasze tu nie dzialaja, i obiecalismy ze spotkamy sie w Kyoto za kilka dni, my jedziemy tam jutro on pojutrze.
Po wyzycie w knajpie i przed powrotem do hostelu by odebrac nasze rzeczy, skoczylismy do tego poteznego sklepu z elektronika i emma zakupila sobie nowe sluchawki bo cena rewelacyjna a stare juz sie rozwalaly.
Wzielismy nasze rzeczy i pojechalismy do naszego hotelu w ktorym spedzimy nastepna noc. Na pocztaek dzielnica przypominala te na ktorej mieszkalismy ostatnich kilka dni. latwo odnalezlismy hotel i sie zameldowalismy. Ja skoczylem na pietro 6 gdzie sa kapsuly dla mezczyzn, Emma na pietro chyba 8 gdzie sa kapsuly dla kobiet. Moj prysznic na pietrze 2 na 10 Emmy. Wyglada obiecujaco. Koszt Y4000 os/noc
Wchodzisz do pomieszczenia a w nim kapsula obok kapsulu i tylko numer. Szukam 619 i wlaze do srodka. W srodku szerokosc ok dlugosc jak dla mnie na styk i tylko na styk o czym przekonam sie nastepnego dnia rano, TV, radio, klima, twardy materac, lampka panel sterowania tym wszystkim i koldra z poduszka /w srodku poduszki jakby drewnianwe kulki zamiast tak przyjazny dla mojej glowy puch - nawet gdy jest on sztuczny/.
Ide zobaczyc prysznice.
Oczywiscie jest zwykly prysznic, ale jest cos wiecej. jest cos w rodzaju prysznica na wysokosci 20 centymetrow od podlogi i wszedzie porozsiewane miski, a obok tego ogromna wanna na kilka osob cala wypelniona czysciutka goraca woda. Japonczyk bierze prysznic / ten nizutki/ i wskakuje na 10 minut do idealni goracej wody. Juz myslalem czy wziac normalny prysznic czy w kapiel w stylu japonskim...
Skoczylismy na jakies jedzonko i do poeznego markety z elektornika po drugiej stronie ulicy. AKIHABARA znana zest z wielkich sklepow z elektronika i nie przez przypadek nazwana Electric Town.
Jestesmy padniesi dzien w dzien lazimy caly czas od 08.00 do godzin wieczornych do tego wszystko to w deszczu. Wracamy do kapsul po 21.00 ja usiadlem przy komuterze obok recepcji Emma pojechala winda do siebie.
Ide spac. Ale wczesniej prysznic... czy moze kapiej. Wlaze do pomieszczen z prysznicami i biare prysznic, sprawdzilem te niskie prysznice i nie wiem jak tego urzyc... tzn wiem jak sie odkreca wode i reguleuje temp. ale nie wiem czy mam ochote na wigibasy na podlodze, a moze to jest tylko zeby umyc nogi... jak bylem pod prysznicem wlazlo dwoch japoncow. Nadzy siedza na tych miskach i myja sie w zasadzie na podlodze - dzienie to wyglada, ale mnie intryguje wanna. Jeden wlazi /po prysznicu - w wannie sie raksujesz po uprzednim umyciu sie - tyle wiedzialem przed przyjazdem/ mialem juz wyjsc po prysznicu ale mowie musze sprobowac. Wskazuje pytajaco na wanne do japonca, musialo to zabrzmiec dwuznacznie... ale szybko dostaje zaproszenie i nastepne dziesiec minut spedzam z dwoma japoncami na golasa w jednej wannie...
Biare przydzialowy szlafroczek i ide do kapsulu - w tv nic, i wszystko po japonsku ide spac przed 24.00 Jutro musimy sie wymeldowac przed 10.00 i kolo poludnia jedziemy do Kyoto.