na poczatku byl chaos
Emmie nie podobal sie pomysl z plynieciem do Pekinu przez 24 godziny, w zamian wzielismy samolot. W niecale 1.3h ukonczylismy lot i bylismy na lotnisku w Pekinie. Chaos od razu rzucil sie w oczy. Wszyscy brali taksowki, my postanowilismy wziac autobus do centrum (glowna stacja kolejowa) i potem pokombinowac z przemieszczeniem sie w rejon naszego hostelu. Poszlo dosc latwo, dogadalismy sie jakos z kierowca asystentem kierowcy, bileterem i asystentem biletera - tu nie zaluja na ludziach, zawsze jest ich kilku.
Jestesmy w centrum. Postanowilismy, ze dla odmiany wezmiemy taxi, przed stacja czekala ich cala masa a dodatkowo sa tanie jak barszcz, (w polsce, barszcz w chinach to pewnie wyjatkowo drogi rarytas) jedyny problem, powiedziec gdzie chcemy jechac, bo jak mu po polsku czy angielsku powiemy Leo Hostel to i tak nic nie zrozumie. Jakis pan zapytal sie gdzie chcemy jechac, dla ulatwionia powiedzielismy ze Tianammen Square, zeby nie utrudniac, powinnismy z tamtad latwo trafic... powinnismy, jest godzina 01.30 po poludniu.
Gentelman wytlumaczykl kierowcy gdzie jedziemy, wrzucilismy plecaki i usiedlismy w taxi. Podroz miala byc niedluga - na mapie prosta linia oznaczajaca ulice ciagnela sie na dwa kilometry, moze dwa i pol. Moglisnmy wziac metro, ale taxi z wizja 10 RMB (4 PLN) nabitymi na liczniku ( tyle sie placi za trzeasniecie drzwiami i pierwsze 3 km) wydawala sie mega wygodna. To przeciez tylko 5 minut w taxi.
Po 25 minutach ciagle jadac w zupelnie innym kierunku i z 23 RMB na liczniku, zaczelismy niesmialo zapytywac szofera gdzie jedziemy, ale nie czail nic co sie mowilo...
jedziemy.
30 minut po starcie i 30RMB jedziemy dalej nie skrecajac, nie zbaczajac, nie zwalniajac nawet... zdenerwowani, zaczelismy wielki monolog porownywalny z tym Konrada z III czesci Dziadow$i w koncu zatrzymalismy taksiarza gdzies na poboczu i kulturalnie w nieznanym mu jezyku wytlumaczylismy ze nie placimy nawet jednego grosza, centa, pensa czy tego ich cholernego juana za te mila przejazdzke. Nie powiedzial nic nie usmiechnal sie, nie zdenerwowal nawet. Powolutku wyciagnelismy nasze torby i wyszlismy z taxi - na nasze szczescie. wprost na stacje metra...
Witamy w Chinkiej Republice Ludowej cisnelo sie na usta.
Bylismy jak sie okazalo daleko od stacji kolejowej i jeszcze dalej od naszego hostelu.
Weszlismy do metra i tam skonfiskowano nam spray na komary, z samego dna plecaka - podrecznego bagazu, nie udalo sie go wychwycic nawet sluzbom granicznym przeszukujacym torby na lotnisku w Seulu, kiedy zapomnialem go przepakowac do duzego plecaka...
Stracilismy go w imie Igrzysk Olimpijskich, z racji ze mial obrazek latwopalne - jak sie okazalo rozpoznawalny w kazdym jezyku swiata, spytalem tylko jak tu sie robi zakupy i co jak chcialbym sobie kupc jeden i zawiezc metrem do domu - okazalo sie ze to zabronione na czas irzysk no coz, taka lajfa.
Wysiedlismy na stacji metra 200 metrow od naszego hostelu, prosta droga, zdawalo sie, ale bylismy w bledzie jak od poczatku wizyty w CHRL. do hostelu z problemami dotarlismy po 18.00 czyli kilka ladnych godzin pozniej niz zdawalo sie na chlopski rozum, powinnismy.
Hostel na szczescie przywital nas cichym milym i dosc sporym pokojem. Nie chcielismy odpoczac, chcielismy skoczyc i postarac sie kupic jeszcze jakikolwiek bilet na otwarcie paraolimpiady, nawet gdyby trzeba bylo kupic go od konika.
Nie wiedzielismy ze w Chinach czeka nas jeszcze wiecej problemow tego dnia...
Wyszlismy po chwili i ani minuty odpoczynku, wiedzielismy ze jak siadziemy to nic nie bedzie z naszego wyskoku na otwarcie paraolimpiady. Wychodzimy z hostelu i od razu uslyszelismy ryk poteznego goscia stojacego na przeciw naszego wejscia przy samych drzwiach do najblizszej restauraci. Pan mial brudna koszule, odpalonego papierosa, potezny glos a jego zadaniem bylo przyciagnac jak najwiecej klientow. Dziwne to bylo o tyle, ze jak na kulture europejska z marketingiem nie mialo to nic wspolnego. On po prostu glosno krzyczal co chwila spluwajac. Nas to jednak skusilo. Zamowilismy ryz smazony na jajku z warzywami, wieprzowinke w sosie sodko-kwasnym, i jakies warzywka. Znacznie taniej niz w poprzednich krajach. Jak nam podano do stolu stwierdzilismy ze moglismy zamowic jedynie ryz, bo bylo go tyle ze nakarmiono by tym do syta 4 osoby. Po prostu male wiaderko i byl wysmienity. Ryz koszt: 5pln caly posilek 40 pln z browarkami.
Szybko czym predzej na paraolimpiade.
Ledwo wyszlismy na nasza ulice cos wisialo w powietrzu, od razu zdalismy sobie sprawe, ze jakos za duzo ludzi wokol. Co sie okazalo - nasza ulica jest zamknieta na swiat, wszystko to przez lokalizacje, zatrzymalismy sie w poblizu placu tianammen a tam zaplanowano jakies niebywale fajerwerki. Co to oznacza, oznacza to ze chinski rzad postanowil nie wpuszczac nikogo w poblize placu a jak jakas ulica jest zbyt blisko - rzad postanowil ja zamknac. znalezlismy jednak mala szczelinke miedzy budynkami prowadzaca do inej ulicy gdzie chcielismy zlapac taxi. Te szczelinke znalazlo tez pol miliona chinczykow. Co sie tam dzialo, trudno opisac majac trzydziesci kilka liter alfabetu, moze w jezyku chinskim byloby latwiej...
Wyobrazcie sobie duza popularna ulice prowadzaca do duzo wiekszej bardziej popularnej i zatloczonej w stylu chinskim ulicy. Dalej wyobrazcie sobie ze oficjalne dojscie do tej ulicy jest zamkniete i pozostaje tym tlumom przejscie miedzy budynkami szerokosci korytarza w zwyczajnym mieszkaniu i w polowie trasy ktora normalnie zajelaby 2 minuty a teraz jest dluzsza sa schodku takiej zamej zerokosci. dokladnie 10 tych schodkow. Wiadome jest ze 80 procent chinczykow porusza sie na rowerach albo skuterach i przeciskaja sie przez te schodki z tymi swoimi pojazdami, wozkami z dziecmi, wielkimi zakupami, czasem mam nawet wrazenie ze z dobytkiem zycia. Po kilkunastu minautach udalo nam sie. Treaz tylko zlapac taxi i jedziemy pod stadion. mam przygotowane zdjecie staduonu z jakiejs mapy, wiecnie powinno byc problemow z komunikacja. Nie wiedzielismy tylko ze pomimo ze w Pekinie jest ponad 100 tysiecy taksowek to i tak tak trudno jakas zlapac. W zasadzie widzie sie je caly czas sa w dwoch kolorach, do dzisiaj nie wiem co je rozni - cena wyglada na taka sama. Czekalismy dobre 15 minut na taxi bez pasazera minelo nas moze ze 100 taksowek.
Jedziemy pokazalem obrazek ze stadionem Bird's Nest i jestesmy w drodze. W zasadzie bez korkow bo bylo pozno ale droga dluga, dotarlismy po 40 minutach i taksiarz byl na tyle uprzejmy, ze pomimo ze po angielsku nie mowil nic, zadzwonil do biura tlumaczen dla turystow albo czegos takiego i na systemie glosnomowiacym wytlumaczyl pani, ze droga do stadionu jest zamknieta ze wzgledu na otwarcie Paraolimpiady i bedziemy musieli podejsc kawalek, pani wytlumaczyla nam i wszystko poszlo gladko. Koszt 15PLN Calkiem niezle jak na tak dluga podroz...
Jak chcielismy pojsc ulica prowadzaca do stadionu zatrzymali nas policjanci ktorych tego wieczoru na ulicach bylo miliony i chcieli zobaczyc bilety, Biletow nie mielsmy i z wizyty w okolich stadionu - nici.
Poszlismy na niewielki punkt widokowy w poblizu gdzie ludzie juz stali i czekali na fajerwerki, poznalismy mila rodzine chinska z corka w wieku dwudziestu kilku lat ktora mowila plynnie po angielsku i pogadalismy sobie o chinach przez chwile. Metro i do hostelu. W metro w TV obejrzelismy kawalek otwarcia IO. Smutno